(Poprzednie dzienniki-senniki: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13)
Przyznacie, że popełnianie samobójstwa poprzez siadanie gołymi czterema literami na zatrutych waflach holenderskich jest metodą nazbyt wyrafinowaną. Było ich czworo a ja miałem im w tym towarzyszyć, właściwie nie wiem dlaczego, choć pewnie przez Ka., która bywało, że pojawiała się w dziennikach całkiem często, chociaż nie była – jak sugeruje ten sen – moją najbliższą przyjaciółką. Było ich czworo, zamknięci raz w domu, raz w autobusie, przez tydzień całkiem sporo czytali a potem, zupełnie niespodziewanie, wyciągnęli narzędzia własnej śmierci. Pożegnałem się i wyszedłem na chwilę na tyle długą, że już było po wszystkim. Naciągałem na nich koce i chyba wtedy przeraziła mnie świadomość absurdu tej sytuacji. Przecież nikt nie uwierzy w takie zbiorowe samobójstwo, za to każdy w to, że jestem mordercą.
Wybiegłem z domu. Całe szczęście niedaleko było już kojące gonitwę myśli Morze Śródziemne (24.01.2017).
