Łup, łup – mrożone filety z mintaja uderzyły o taśmę kasy i ocuciły autora bloga. Mężczyzna za plecami, ten od filetów, śpiewał cicho. Kobieta staruszka powiedziała do męża staruszka: zobacz stary, jaka kolejka po koszyki.
A potem przyszła ulewa i spadła na autora bloga pomiędzy straganami, i na jego jarmuż, na lilie, co pachną jak narcyzy, na ogórki gruntowe, na maliny i na „Gazetę Wyborczą”. W kawiarni, do której polazł przemoczony, drobna starsza pani pytała tak staromodnie z czym jest ta bułeczka i dziękowała za latte, i nawet gesty miała takie eleganckie, że musiał ją zapisać.
Nieustanna potrzeba zapisywania, co nie pozwala w spokoju napić się kawy (12.09.2015).
