Wszystko staje się trudne, kiedy się chce posiadać różne rzeczy nosić je ze sobą i mieć je na własność. A ja tylko patrzę na nie, a odchodząc, staram się zachować je w pamięci („Kometa nad Doliną Muminków”).
Chciałem odnaleźć ten fragment, w którym Włóczykij wyrzuca w przepaść garnki, ale nie mogę go odszukać, bo może nawet nigdy go nie było? Pozbywanie się rzeczy to wspaniałe uczucie (rzeczy, ale nie książek, bo książka nie jest rzeczą). Oczywiście niektóre rzeczy mają właściwości medium łączącego z tamtym czasem i tamtymi miejscami. Tych nie da się wyrzucić (to potrafi jedynie żelazna A.) Choćby jej kapelusz z pierwszych randek albo poszewka na poduszkę, na której autor bloga śpi od blisko trzydziestu lat i, jak mu się zdaje, potrafi sobie przypomnieć pierwszą noc na niej.
Żeby nas nie zarosły, żeby nam nie zabrały powietrza, żeby nie Rzeczów. Oddawanie rzeczy jest dużo przyjemniejsze niż ich nabywanie (pomijam książki, co nie ulega wątpliwości, oraz te rzadkie momenty, gdy w sklepie nagle dostrzega autor bloga ubranko à la Miś Paddington i nie może się powstrzymać). Atmosfera robi się prawie taka jak przygotowania do świąt. Tylko nie pachnie mazurkami.
(19.06.2015, słuchając „Króla Leara” przy prasowaniu)

1 Comment