
Polacy to tak mają. Kupują książkę, co do której mają takie oczekiwania, że hoho, a potem czytają i każdej strony się czepiają, coraz mniej im się ta książka podoba. Co przez nich przemawia? Zazdrość jakaś, a może to wieczne polskie niezadowolenie, narzekanie takie, że to albo tamto? Aż przykro słuchać tych malkontentów.
Po pierwsze, autorka nie przeprowadziła żadnych własnych badań. Nie mówię tu o badaniach etnograficznych (choć obserwacja uczestnicząca polskiej obyczajowości, coś jak norweskie „Historie kuchenne”, na zdjęciu, byłaby cenna) czy ankietach, ale nawet analiza prywatnej twórczości Polaków: listów, pamiętników lub blogów, już by coś nowego wniosła. Agata Bisko opiera się na źródłach zastanych, nawet nie przeprowadzając ich krytyki, chociaż to w większości książki rozrywkowe (np. „Poradnik ksenofoba” czy książka Möllera) lub takie mitomańskie publikacje jak opisywany tutaj rok temu Moran1. A książek o Polsce i Polakach jest dużo więcej, jedną nawet – tytułu nie pomnę – znalazłem w hotelu w Mediolanie: działa się w latach sześćdziesiątych i Polska w niej była szara.
Po drugie, autorka maluje obrazek, który nie uwzględnia zachodzących w kulturze zmian. Zresztą każde wyciąganie ogólnych wniosków na podstawie jakiejś małej próby jest z góry skazane na porażkę. Bardzo wyraźnie widać ten problem w rozdziale o kuchni, który zupełnie nie pasuje do tego, co np. ja znam z własnego kuchennego doświadczenia. Codzienność ulega przecież ciągłej zmianie. A to, co piszą źródła z początku wieku, nie musi być aktualne w połowie jego drugiego dziesięciolecia (np. nie ma u Bisko nic o grillu, który dla zrozumienia tego jak Polacy dziś wypoczywają jest kluczowy). Zamiast analizy mamy gotowe schematy, żeby nie rzec – stereotypy.
Po trzecie, ponieważ Bisko operuje wyobrażeniami na temat Polski, tworzonymi głównie przez cudzoziemców i dąży do wielkiego uogólnienia, nie potrafi dostrzec różnic regionalnych. Tymczasem to, co ona i jej ulubieni autorzy uważają za tradycyjnie polskie niekoniecznie jest np. tradycyjnie kaszubskim. Odnosi się to zarówno do potraw, jak i do zwyczajów (Mikołaj to przecież nie Gwiazdor), a nawet charakterystyki zachowań, takich jak gościnność (widać granice zaborów!)
Po czwarte, autorka ma dwie ulubione hipotezy. Pierwsza mówi o tym, że winny jest PRL, druga, że różnica opiera się na kontraście protestantyzm-katolicyzm (Weber!) Za to prawie nie pisze o zderzeniu kultury szlacheckiej (z jej potlaczem) z kulturą chłopską, a to temat ostatnio dość często podejmowany w dyskusji o polskiej kulturze, także w kontekście awansu społecznego w czasach PRL.
Po piąte, autorka opiera się na średniej jakości źródłach, unikając jak ognia wszelkiej klasyki badań nad polską codziennością (choćby Czarnowski i Znaniecki). Może dlatego cały wywód zdaje się być chaotyczną plątaniną przypadkowo zmieszanych cytatów, własnych ocen, w tym takich nie na temat (jak choćby uwagi o aborcji), i nieuzasadnionych wniosków. Warsztat badawczy kuleje i żal tylko zmarnowanego tematu.
______
1 O książce Morana (obszerne fragmenty) pisałem tutaj.
