Pewnego wieczora wyjdę a wszystko będzie się świeciło. Powiem w kawiarni, że nie to, co zwykle, tylko inaczej. Zupełnie.
Nachodzi mnie – po czytaniu Prousta – ochota na prozę, ale szybko ją zagłuszam pisząc okrągłe pisma, łączę wyrazy szacunku szanownym paniom i szanownym panom.
Czasem napisze do mnie wariat i tak dobrze mi się czyta jego wersaliki. Ów wariat gra słowami a to się w urzędach nie zdarza. Wyobrażam sobie jego monodram i czytam na głos:
Sowieckie służby
nasadziły kilka hektarów paproci długosza królewskiego.
Paprocie to taki relikt przyrodniczy
jak dla komunistów ludzie wierzący
(Jan Długosz wychowawca polskich królów i dzieci królewskich).
(Paprocie pojawiły się nagle, od razu duże i nagle znikły, taki cud)
Cała ta akcja jest zapisana w mojej książeczce wojskowej.
Kpina z boga dlaczego pan bóg na to pozwolił.
Miłosz cytuje Tomasza Manna, pisząc: literatura i sztuka są związane z nienormalnością i chorobą, a nawet są ich funkcją. Jadę w cieplejszym płaszczu i myślę o wariacie, o paprociach, o Prouście i jego przyjaciółkach, o moich przyjaciółkach, o pragnieniach i kawiarniach.
– To co zwykle?
– Tak, tak, poproszę.
