

Geograf (właściwie to biolog, a nie geograf) nie tylko przepił globus, ale też zmarnował życie. Jest typowym bohaterem-nieudacznikiem, który w dodatku nie wzbudza szczególnej sympatii. Pewnie dlatego zwykle zajmuje się piciem i udawaniem kogoś innego niż jest. Dajmy na to: miłość. Z żoną mu nie wyszło, kochankę odbił mu rzekomy przyjaciel, zakochanej uczennicy, Maszki (na pierwszym zdjęciu), się boi (na drugim zdjęciu). Z pracą podobnie nieudanie, itd. Udał mu się za to – moim zdaniem – widok z balkonu: pod blokami wieś, gdzie pieski szczekają, dalej rzeka i statki, po horyzont zielona równina (piękne zdjęcia). A. dodaje, że udała mu się córka, taka mądra.
Ten film zdobył grand prix zeszłorocznego festiwalu filmów rosyjskich w Wa. Dziwi nas to niepomiernie. Reżyser wyraźnie nie jest do końca przekonany o czym chce nakręcić film: początkowo to obyczajowy obrazek o zapadłej prowincji: dłużące się nieco libacje, połowy ryb, miłosne dylematy. Jednocześnie to również film o szkole: nowy nauczyciel wchodzi do zbuntowanej klasy (tutaj bunt przybiera dość spore rozmiary). Z kolei cała druga część filmu to młodzieżowe kino drogi z elementami przygodowo-sportowymi. (Może nawet do pokazania na festiwalu filmów o kajakarstwie ekstremalnym?) Bo z młodzieżą, podobnie jak z miłością, tytułowy geograf sobie nie radzi.
Zapewne krytycy szukają tutaj wielkich metafor: Rosja i tym podobne. My maluczcy zostajemy przy interpretacji dosłownej, co pozwala nam „Geografa…” krytykować.
(Ta młodzież w tym filmie to rocznik 1997. Przerażające: kiedy oni się rodzili, ja już pisałem całkiem serio dziennik i zajmowałem się wielkimi dylematami).
Słowa klucze: rzeka Kama, szmatka do ścierania tablicy, bajki rosyjskie, Szczęście nie jest za górami
(3,0/3,0)
(źródło: sputnikfestiwal.pl)
