16.40 Jakiś mężczyzna, który zbiera na wódkę, zaczepia jakąś kobietę po pięćdziesiątce, krzycząc do niej: Byłaś sanitariuszką, piękna dziewczyno!
16.45 Jakiś młodzieniec z modnym fryzem jedzie na deskorolce wymachując biało-czerwoną, tymczasem taksówkarz, który czeka na W czci Monako albo Indonezję.
16.50 Śpieszą się też na W, na Dmowskiego, ci co wybiegli z tramwaju pod Smykiem: K..wa! Ruszaj się! woła nadobna dziewczyna do ospałego mężczyzny.
16.55 Mijamy zakonnicę w powstańczej opasce, dzieci – małych powstańców, hipsterów na biało-czerwono, młodzież wszechpolską. Nad Louisem Vuittonem wisi kotwica.
17.00 Kibice odpalają race pod palmą. Zdjęcia, dużo zdjęć, wyciągają się ręce z komórkami, wyje i wyje. Na koniec brawa – przedstawienie się udało.
17.01 Japończycy są pod wrażeniem. Harcerze zapraszają, poczuj się jak w powstaniu, wyślij kartkę pocztą polową (pewnie szybciej dojdzie niż pocztą polską). Rodziny z dziećmi rozchodzą się po przejściach.
Rytuał jest upamiętnieniem mitu. Z mitem się nie dyskutuje. Budowa mitu opiera się na parach przeciwstawień. Mit nie działa zgodnie z logiką, matematyka nie ogranicza mitu. Mit jest żywy, jeśli odnosimy do niego naszą codzienność.
Pochwalamy brak rozsądku, kosztującą tysiące istnień polityczną naiwność, kierowanie się emocjami a nie rozumem, ambicje przywódców. Dopisujemy, że ta sama walka toczy się do teraz, i że tamto samobójstwo wcale nie było samobójstwem. Mit nie pozwala zauważać błędu. Zginąć bohatersko czy pracować uczciwie? – zawsze wybierzemy zginąć, bo jesteśmy znad Wisły, i to nam się wydaje prostsze.
(W tym roku mam poczucie, że świętowanie W przeniosło się do sfery pop-kultury, stało się modne. Dokoła ten cały przemysł upupiania tragedii: klocki, opaski, chińskie chorągiewki, nalepki. Prasa opisująca, gdzie najlepiej się zatrzymać. W w supermarketach i galeriach handlowych. Brakuje tylko wozów z hamburgerami na rondzie Dmowskiego i organicznej kawy w biało-czerwonych kubeczkach).
