Są tylko dwie możliwości.
Albo najwybitniejsza filozofka polityki XX wieku była postacią nudną, mdłą i bezbarwną, taką damulką z nowojorskiej middle-class. Wtedy należałoby docenić film za perfekcyjne oddanie jej charakterystyki.
Albo ten film był nudny, mdły i bezbarwny, co by świadczyło na korzyść tezy, że filozofowie nie są dobrym tematem do filmowania. Wywołanie ziewania w pierwszym kwadransie jest jednak sporym osiągnięciem reżyserki.
Po raz kolejny powtarzam: lepiej czytać niż oglądać.
Słowa klucze: papierosy, róże
(2,0/2,5)
