(do s. 150)
Autor w swojej książce stara się upchnąć wszystko, co przyjdzie mu na myśl, a kojarzy się w jakiś sposób z Sycylią: historię widelca, spore wycinki z „Lamparta” Lampedusy, opisy roślinności, wrażenia z wędrówek po targowiskach w Palermo, wyimki z akt sądowych. Wydaje się więc, że sycylijski mrok to nie tyle tytuł, co charakterystyka książki.
Historia Andreottiego jest poważną nauczka pokazującą, dokąd prowadzi polityka pozbawiona jakichkolwiek wartości. Nie porównuję tu, broń Boże!, Jacka, Zbyszka i Grześka do Totò Riiny, ale w obu wypadkach ukazuje się ta sama, co do istoty, patologia. Uzyskanie poparcia w wyborach wymaga dowodów wdzięczności w postaci stanowisk (piękną listę opublikował „Dziennik. Gazeta Prawna”), kontraktów itd. To, że obecnie trafiają one w ręce drobnych oszustów, krewnych i znajomych, wcale nie oznacza, że w przyszłości nie będą rozgrywane przez prawdziwych bandytów. Dzieje włoskiej chrześcijańskiej demokracji powinny stanowić ostrzeżenie dla polskich partii, w tym dla tej rządzącej.
(do s. 250)
Narracja jest gęsta. Tak gęsta, że trudno spamiętać nazwiska, miejsca i opisy. Jednocześnie wciąga i doprowadza do wściekłości. Ciągle nie mogę uwierzyć, że Sycylia, którą widziałem w czerwcu to ta sama wyspa, co w książce.
Autor cytuje Sciascię, a ja cytuję autora: w kraju, gdzie zabrakło miejsca dla wielkich idei, gdzie zasady – jeszcze głoszone i oklaskiwane – bywały powszechnie wyśmiewane, gdzie ideologie sprowadzały się w polityce jedynie do nazwy w rozgrywkach partii dochodzących do władzy, gdzie liczyła się władza dla władzy. Polska? Nie, Sycylia.
(posłowie)
Raz się zgubiliśmy w Palermo. Szliśmy do kapucynów i zbłądziliśmy w uliczkach pełnych prania, skuterów i ustrojonych kapliczek. Kiedy przechodziliśmy ściszali głosy. Wyszliśmy na ulicę wzdłuż muru. Na tufie przywieszona była tablica „Tu zginął Pietro Scaglione, prokurator generalny” (można ją zobaczyć na mapie google, wpisując: 232 Via Cipressi, Palermo). Takie wspomnienie, że obok istnieje inna Sycylia.
Autor gubi się w narracji tak jak my w tych gęstych, nigdzie się niekończących uliczkach na północ od Placu Niepodległości, więc to chyba nie jego, ale Wyspy zasługa, że od czytania nie da się oderwać.
