Dziennik (01/07/13)

Budzik dzwonił przeraźliwie, zwłaszcza, że była ósma a on już dawno powinien się zająć poranną toaletą, śniadaniem lub kawą. Stanął na głowie, ale nie on, tylko świat – zdołał pomyśleć, zabierając się o ósmej pięć do jedzenia flaków. Musiał się spieszyć, przebierał łyżką, obserwując kalendarz mówiący, że czerwiec. Tymczasem już lipiec. Na sto trzy zdążył. Sprawdził tylko, czy ktoś interesujący był tam. Może ta matka z podobnym synem, ale nie, nie mówili do siebie niczego ciekawego, niczego ciekawszego niż wyczytywał w książce. Spotkał ich zresztą potem na tramwajowym i zastanawiał się jak to się stało, że aż tak byli szybsi, w tym tłumie wmaszerowującym na schody stacji Ratusz. Wyszedł pod świętą Anną. Miasto było takie letnie. A jego, czuł, było tylko ćwierć.

Ćwierć urzędnika pod pomnikiem Mickiewicza.

Dodaj komentarz