Dz.U. Pictures presents „Tabu”

(źródło: film.list.co.uk)

Okoliczności: pojawia się Jo. W kinie sala pustawa. Pijemy kawę w papierowych kubkach. Kobiety na rogach ulic sprzedają tulipany.

Film: Rzadko o filmie mówię, że jest dziełem sztuki. Częściej, że dziełem. Rzadko pojawiają się filmy do podziwiania a nie do oglądania. „Tabu” jest jak stare klisze na targu w mieście na literkę B. Piękno i smutek kolonii, w których młodość.

Światło obrazu. Gra światłem na twarzach. Doskonałe operowanie bielą i czernią. („Artysta” może się schować). Nawet nietypowy format filmu przypomina te pierwsze, przedwojenne dokumenty z krain o dziwacznych nazwach. Na werandach biali popijają herbatę, czarnoskórzy tańczą swoje tańce. Zadziwienie.

„Tabu” nie da się opisać w prosty sposób: składa się właściwie z trzech filmów o różnych sposobach narracji. Jeśli ktoś spodziewa się zwyczajnej fabuły wyjdzie zanudzony, jeśli ktoś chce pokontemplować – nie zawiedzie się. Prostota opowieści.

Słowa klucze: smutny i melancholijny krokodyl, „Ręka wprawdzie niewprawna, ale serce szczere”, ciasto marchewkowe

Ocena: 3,5/5,0 (zastanawiałem się, ale jeśli głównym osobistym kryterium jest chęć powtórnego obejrzenia filmu, to moja ocena może być wyłącznie taka)

Dodaj komentarz