Przez pierwsze dni stycznia znowu zżyłem się z Jarosławem. Tak bardzo, że wydawało mi się, że go widziałem. Wychodził z kościoła na Broniewskiego. Zaczynał padać śnieg.
*
Nie wiem czy Gwiazdka się nie pomyliła (spoglądam na wyjątkową błękitną okładkę i wiem, że się nie pomyliła, bo biografia Tove Jansson kusi kolorem bardzo.)
Nie wiem, czy chciałem się dowiedzieć tego wszystkiego o Muminkach. Oczywiście świetne są dykteryjki jak ta, że w niemieckim wydaniu z lat pięćdziesiątych Muminki miały mówić paciorek.
Problem w tym, że ja mam własne Muminki czytane co wieczór przez Tatę, w kółko, tom za tomem i że za tymi Muminkami nie stoi już Tove Jansson, tylko ja.
Zresztą, to chyba świadczy o jej geniuszu, ja w Muminkach odnajduję o wiele więcej rzeczy, całą górę nawiązań, o której autorka błękitnej książki nie pisze albo – wydaje mi się – w swoim pisaniu spłaszcza. U Boel Westin interpretacje ciągle wracają do doktora Freuda, a mi Muminki streszczają cały kurs filozofii.
Inna rzecz, że kongenialne w wypadku Muminków jest polskie tłumaczenie. Fraza Tove Jansson w tłumaczeniu Teresy Chłapowskiej i Ireny Szuch Wyszomirskiej chyba najbardziej wpłynęła na mój sposób narracji, moje świata opisywanie.
