Jo od Jo.

Jo. pożyczyła książkę Jo Nesbo „Pierwszy śnieg”. Leżała pod lampką po stronie A., ale od niechcenia wziąłem ją do ręki i zacząłem.

Czyta się źle. Według mnie to wina tłumacza, bo zdania rażą jakąś chropowatością i twardością (są wyjątki: niektóre metafory wyjątkowo celne). Co jakiś czas męczę się i odkładam. Potem powracam, bo fabuła.

Fabuła drażni plecy. Autor umieszcza zdarzenia – jak wskazuje sam tytuł – w pierwszym śniegu, momencie, w którym następuje odmiana świata (już samo to jest podniecające). I początkowo te ciarki na plecach od mieszaniny gatunków: niby kryminał, ale czyta się jak horror. Mocny i psychologiczny.

Dlaczego bohaterowie kryminałów to samotni alkoholicy rozwiedzeni albo uganiający się za tanim seksem? Czy jakaś międzynarodowa organizacja stworzyła takie wytyczne dla piszących kryminały?

„Harry czytał gdzieś, że słowo deadline narodziło się na polach bitewnych podczas amerykańskiej wojny domowej [lepiej: narodziło się na polach wojny secesyjnej – przypis a.b.], gdzie w braku czegoś konkretnego, czym można było ogrodzić jeńców wojennych, zbierano ich w jednym miejscu i wokół nich rysowano na ziemi linię. Ją właśnie nazywano deadline i strzelano do każdego, kto ją przekroczył.” (s. 185).

Czy pisanie kryminałów w Norwegii dzieli się na ery: przed Utoyą i po Utoyi?

Przy okazji: pierwszy śnieg jest dobrym momentem lirycznym, patrz np. Brodski.

Dodaj komentarz