– Dlaczego dajesz tylko trzy? – zapytał autor bloga. – A czy ciebie zachwyciło? – odpowiedziała pytaniem na pytanie A., jego małżonka. Może nie zachwyciło, ale zahipnotyzowało. Hipnotyczna muzyka, dobrana do obrazów perfekcyjnie (Maike Rosa Vogel tutaj, CocoRosie tutaj).
Po pierwsze film odczarowuje słowa. Może wyjdę teraz na zwolennika wulgaryzacji języka polskiego (jestem przeciwnikiem), niemniej tytuł „Whores’ Glory” łączy słowa, które wydają się z innych światów. Polskie tłumaczenie jest – moim zdaniem – nieprawidłowe, kiedy stosuje celownik zamiast dopełniacza. Powinno brzmieć „Chwała dziwek”, a właściwie – szukając odpowiednich synonimów „Godność dziwek”.
Tryptyk, czyli trzy obrazy. Każda część filmowana w inny sposób: na różny dystans pozwala sobie reżyser. Od spojrzenia dokumentalisty jak w przypadku Bangladeszu (ciągle widzimy tylko ściany, brudne, koszmarnie brudne ściany) poprzez dość sympatyczny reportaż o konsumpcji (Tajlandia, dom publiczny jako supermarket) po pornografię (filmowane z ukrycia stosunki w Meksyku).
Cały czas – podkreślmy – film skupia się na losie kobiet. Nie popada przy tym w uogólnienia: ani w litość, ani w atak. Tajki idą do swojej pracy, modlą się przed wejściem o klientów, podbijają kartę na wejście, czeka już fryzjer i kasa fiskalna. Zupełnie inaczej w Bangladeszu, gdzie kobiety – stręczycielki zarządzają systemem prawie więziennym. Kobiety kobietom ten los i z całkowitą premedytacją. Nie sama prostytucja jest problemem (wszędzie uważana – przez kobiety także – jako coś oczywistego), ale system, który kobiety więzi, pozbawia możliwości decyzji, odbiera ciało. Stąd o ile obrazki z Tajlandii mogą cię bawić, o tyle relacja z domu publicznego w Bangladeszu przeraża i woła o społeczną zmianę.
Oczywiście może są to wnioski banalne a sam film przydługi (bite dwie godziny), niemniej nie pozwala wyjść z kina tak po prostu. Nie zachwyca, zastanawia.
(3,0/4,0)
