Wczorajsze blokowiska w Moskwie i dzisiejsze na Sycylii łudząco podobne, ale to tylko pozory. A. zwraca uwagę, że na Sycylii kolory cieplejsze i architekt miał kiedyś zamysł, żeby było ładnie.
Na środku tego osiedla Matka Boska taka w naszym narodowym stylu, jak świebodziński Jezus i rozliczni papieże. Fenomenalne, z jej perspektywy, pierwsze ujęcia, gdy spogląda na proboszcza, burmistrza, pobożne panie i Manuelę w zabawnym kasku z różowymi uszkami.
Gdy zdarza się cud, nagle Manuela staje się bardzo ważna. Trochę za bardzo jak na trzynastolatkę: ksiądz wyrzuca jej zbyt kuse ubrania, mama urządza małe sanktuarium a sąsiedzi zaczynają powierzać jej swoje problemy, życzenia i marzenia, takie jak występ w „Big Brotherze” albo praca w hipermarkecie na zmianie od 15 do 20. Skupia się w tych scenach cała magiczna pobożność, traktowanie Matki Boskiej jak dobrej wróżki (coś w tym filmie jest zresztą z „Kopciuszka”), szukanie w religii usprawiedliwienia dla własnego nieróbstwa. (Ten film zresztą mógłby dziać się też w Polsce, bo mówi o religii wykorzystywanej do pozareligijnych celów).
„Przerwane pocałunki” (pretensjonalny tytuł, ale proszę się nim nie zrażać!) nie daje odpowiedzi prostych i nawet trudno stwierdzić: był cud czy go nie było?
Wizualnie bardzo przyjemny! Ponadto pozwala odkryć Ericę Mou i jej fantastyczny głos.
(3,0/3,5)
