Obrazoburcze jest stwierdzenie, wobec setek zadowolonych widzów w Polsce i na świecie, że mi się tak średnio podobało. Próbuję to zresztą tłumaczyć tym, że nie lubię filmów, które się dobrze kończą.
Owszem śmiałem się, ale nie umierałem ze śmiechu. Humor czeskich dramatów bardziej do mnie przemawia albo gagi jak w „Rumbie”. Tutaj śmiałem się przede wszystkim z branżowego humoru dotyczącego urzędów pracy oraz integracji społecznej. Sama fabuła nieco odrealniona.
Dobrze się ogląda, bo film jak z bajki („Piękna i bestia” zmiksowana z „Kopciuszkiem” i jeszcze paroma) i wszyscy się kochają (biali, czarni, bogaci, biedni, hetero i homo). Większość osób wzrusza, mnie nie (ale pisałem już o tym w pierwszym akapicie).
(3,5/3,5)
