„Niemiecka jesień” jest w pewnym sensie przypisem do „Niemieckiej winy”. Tak sobie wyobrażam Jaspersa, gdy gdzieś, w jakimś salonie, popijając Kaffee mit Sahne, przyznaje się do winy. „Niemiecka jesień” pasowałaby mi do bibliografii.
Wybrałem ją, bo najcieńsza ze sterty książek, które warto, które trzeba, które chciałbym. Żeby na nowo oswoić się z papierem i opanować odpowiednie dla czytelnika pozycje w autobusie i metrze (siedzącą, zawieszoną, stojącą z oparciem, stojącą bez trzymanki, stojącą na drzwiach).
Czasem się obruszam, gdy czytam i myślę o ruinach, które były tu, gdzie jadę czytając. Z drugiej strony jak wyważyć winę domów Wa. i domów Hamburga. I ten Szwed nieco skłonny do emfazy. Niemniej poraża ten obraz upokorzonych Niemiec, ten upadek i rozkład, razem z krajobrazem.
