A. się nie podobało. Dość oczywiste było to od początku, bo to ja chciałem go obejrzeć jak tylko pojawił się plakat i ja wczoraj chciałem do kina. Mi się podobało, chociaż nużące fragmenty też były.
Tym razem zastanawiam się, co chciał powiedzieć reżyser. Na pierwszy rzut oka „Lily” to opowiastka z morałem w stylu Coelho: idź za głosem serca; rób, co kochasz; dostrzeż tylko, że świat jest piękny; masz ciało, więc się nim ciesz. Prawie sielanka się robi a happy end w promieniach słońca, po prostu – rajski.
Ale jak się spojrzy pod pastelowe barwy, to dostrzeże się dość mroczny scenariusz o manipulacji. O tym jak chora osoba wykorzystuje siostrzane uczucia, by zdominować osobę zdrową i zniszczyć jej życie, którego zawsze jej zazdrościła. Jak mami słowami, opanowuje umysł, kusi i zatruwa uczucia. (Przypomnijmy: to wszystko w sielankowej scenerii).
Piękny był tytuł francuski, którego nie przetłumaczono: „Boso po ślimakach”.
(2,5/4,0)
