Wiem, powtarzam te same frazesy. Ale żyliśmy, wciąż żyjemy, w czasach późnego Leonarda Cohena i to też jest szczęście, że mieliśmy okazję go na żywo usłyszeć, i że po miejscu nad rzeką, w które zabierała nas Zuzanna pojawiło się jeszcze pięknych dziesięć nowych piosenek, a teraz „Old Ideas”.
„Old Ideas” to płyta kontemplacyjna. Tak ją odbieram, tak ją odczytuję. Bo teksty tutaj zawsze były równie ważne jak muzyka i głos. Cohen powoli się żegna i te piosenki, właściwie pieśni (psalmy?), są dobijaniem do brzegu, długim pożegnaniem.
Zupełnie podświadomie „Show Me the Place”, splecione z ewangelicznych cytatów, przywodzi na myśl modlitwę Symeona, tę, co zawsze na kompletę (albo może na nieszpór?)
(I proszę mi nie mówić, że muzyka zaczyna się i kończy na Whitney Houston, bo powoli tracę już cierpliwość.)
