Pociągiem po Czechach

Pomysł „Agory”, żeby czeskie książki wydawać razem z czeskimi filmami był bardzo dobry i jak zwykle uzależniający. Bardzo fajnie przyglądać się jak scenariusz filmu i fabuła książki wymieniają się wątkami, jedne akcentując, inne pomijając, aż w końcu nie wiadomo już co – książka czy film – jest bliższe fikcyjnej prawdzie (celowy oksymoron!).

„Pociągi pod specjalnym nadzorem” (oglądane) są portretem nieheroicznym Czechów jako narodu. Jakoś naturalnie nasunęło mi się, że polski film o wojnie to „Kanał”, krew, błoto i łzy, a w wersji czeskiej zamiast tego najerotyczniejsza scena kina: ta z pieczątkami. „Pociągi pod specjalnym nadzorem” (czytane) są natomiast książką o absurdzie wojny. Mniej zwracają uwagę ludzie, a bardziej zwierzęta i ich koszmarny, wojenny los, przed którym chronią się jedynie gołębie Pana Zawiadowcy.

(Pod lampką czekają ze trzy książki a „Pociągi” wjechały znów poza kolejnością, ale z przyjemnością. Pamiętajcie: ta z pieczątkami!)

Dodaj komentarz