(Grafomania zaatakowała nagle, tak jak atakuje ból głowy. W sto osiemdziesiąt czytałem kazania, gdy nagle ten fragment. Nie wiem, co z nim dalej. Do niczego mi nie pasuje).
Kiedy wołasz: ukrzyżuj! o czym myślisz mężu z Kany? Ten poranek wtedy i wszyscy spojeni słodkim winem. Ten zdziwiony starosta. I ten facet z matką, brodaty sztukmistrz, co ci uratował tyłek. Dobrze, że go zaprosiliśmy, tego kuzyna, dziesiąta woda po kisielu, męża tej z Kafarnaum stryjecznego brata, syna, jak dobrze.
(Być jak Jan Dobraczyński.)
