No, nie był to ambitny dramat o człowieku na krawędzi załamania. Oglądało się świetnie, tak jak się – dawno, dawno temu – pasjami oglądało kryminalne seriale o pracy nowojorskiej policji (Pamiętacie taki serial? Mieli robocika do rozbrajania ładunków.) Akcja trzymała w napięciu, chociaż autor bloga jak zwykle pomylił się w fabule i nie wiedział o co chodzi. Były elementy nieznośnego patosu, był słodkawy happy end, no i była Latynoska w bieliźnie, o której, po wyjściu z sali, trwały takie rozmowy: Za Lopez daję pół punktu więcej!
Bardzo dobrze film pokazywał rolę mediów, tych słodkich prezenterek w super skrojonych żakiecikach oraz poważnych panów relacjonujących na żywo z miejsca tragedii, z miejsca przewidywanej śmierci i sterujących emocjami i mózgami tłumów. Skacz!
(Nieważne co się ogląda, ważne z kim. A towarzystwo było doborowe.)
(2,5/3,0)
