
Rzadko zdarza się autorowi bloga, żeby popadł na fotelu w zachwyt. Tym razem się zdarzyło, jakby wejść do galerii starych zdjęć albo nagle przenieść się do wnętrza belgijskiego komiksu. Zachwyt nie wynikał z fabuły (wzruszająca baśń!), ale z formy, z koloru niebieskiego wszechobecnego jak na fotografiach pin-up girl.
Trudno się zorientować, kiedy film się dzieje, bohaterowie i sprzęty żywcem wyjęte z lat czterdziestych, ale wydarzenia zupełnie współczesne. Kino do podziwiania.
Nikomu jeszcze nie udało się tak dobitnie pokazać, że Europa się starzeje.
Para z filmu od razu skojarzyła mi się z Jarosławem i Hanią, a może nawet H. i I.
Opowiadanie tego filmu bez zdjęć mija się z celem.
(3,0/5,0)
