(Tęsknię za drogą. Bardzo tęsknię. Czasem wydaje mi się, że sierpień jest właśnie po to, by iść.)
I myślę o Ożarowie, w chłodny wieczór po upalnym dniu. O zapachu szamponów wypełniającym wieczorny kościół.
I myślę o Ćmielowie: garnkach pełnych zupy, pompie ukrytej w krzewach za plebanią, świętych oplecionych pajęczyną i ludziach siedzących na krzesłach przed drzwiami pastelowych domów.
I myślę o Szewnej (pamiętam dobrze jeden z noclegów: jajecznicę z dwudziestu jaj i butelki wody mineralnej): chłód przed wschodem słońca.
I myślę o Waśniowie: siedzieliśmy na rynku zasypiając, pisząc listy, szukając drożdżowego ciasta.
I myślę o Podłysicy: o Wielkim Wozie, który utkwił pośród gór, o udkach kurczaka przywiezionych przez rodziców (i ich rytualnej konsumpcji w sadzie).
I myślę o Daleszycach: kompocie wiśniowym, drewnianych domkach, które przed dwoma laty jakiś barbarzyńca obił plastikiem.
I myślę …
(Tęsknię za drogą?
Tęsknię za tym, co już minęło.
Tęsknię za sobą tam.
Za sobą, którego nie ma.)
