Grafomańskie wynurzenia na temat wiosny

Wiosna jest najbardziej oswojoną porą roku w Tamtu.
Dotychczas wszystko się działo na Śniardwach:
drzewa gwałtownie stawały się cieniste,
przy Wałbrzyskiej pojawiały się łubianki z truskawkami,
a staruszki syciły się słońcem podczas spacerów z psami.

W tym roku tamtuska wiosna zaskoczyła mnie na Saskiej Kępie.
Niespodziewanie dość.
Minęło kilka dni, ba godzin może i nastąpiła przemiana świata.

(Wiosnę cenię za wiele rzeczy:
Lubię forsycję i bez, a jeszcze bardziej jaśmin.
I noc majową uśpioną w jaśminie.
Tudzież miękkość truskawek i ich najczerwieńszą soczystość.
Lubię koty wygrzewające się w słońcu. Sierść ich błyszczącą.
Targ na wiosnę lubię:
zielone falbany sałat, krągłości rzodkiewek, koronkowy koperek.
Ludzi lubię na wiosnę. Mizantropem chwilowo być przestaję.
W tłum z radością się zanurzam. A niebo błękitne nade mną.)

Toteż przemiana świata, jaka się dokonała na moich oczach
wniosła (po raz siódmy, jak mi się zdaje)
w tamtuską mą codzienność
odrobinę optymizmu.
Najwyższa pora.

Dodaj komentarz