Źródło radości.
Najbardziej chyba lubię z początkowych dni atmosferę Annopola.
Czuć w nim coś granicznego (nie chodzi o nieprzyjemny zapach Wisły…)
Zawsze jest dobry obiad (rosół jest obowiązkowy), a potem niesamowite jest obserwowanie z balkonu jak inni już idą dalej.
W ogóle miasto się robi wielkim jarmarkiem.
Pomidorowa z ryżem na stolikach, na rogu i w piaskownicy. Pod drzewami suszą się skarpety. Kolejka pod budką telefoniczną.
We wszystkim jest radość, której braknie cały rok.
I zieleń, zieleń drzew na placyku, który ongiś rynkiem był.
(no pięknie jest po prostu w dniu szóstego sierpnia)
