Retrospekcja przestrzenno-peregrynacyjna nr 1

Droga w kierunku Dymin zwykle jest męcząca. Na horyzoncie widać wieże kościoła, a wieczór zbliża się wielkimi krokami. Jest ciepło, drzewa dają niepotrzebny już cień, a łąki szeleszczą i pachną (łąki zwykle robią to samo).

Za to rześki poranek, gdy wychodzi się w kierunku Chęcin jest całkiem inny. Rusza się dużo raźniej. Domy mają pastelowe barwy.
Po kolei mija się inne noclegi: ludzie stoją na łąkach i szykują się do wymarszu. Czasami ktoś od godzinek się odrywa i wbiega do spożywczego po coca-colę. Obok przemyka komunikacja miejska i ciężarówki wypełnione cementem. Postój jest w lesie (mało sympatycznym a bardzo liściastym)

(tak sobie o tym poranku myślałem dziś zamiast o rachunkowości słuchać. I pomyślałem, że strasznie dużo siły daje mi ta myśl. I wilgoć rosy na trawie, gdy siada się na łące o szóstej rano)

Dodaj komentarz