Chciałem „Czerwonego kapturka” obejrzeć, co by się z marazmu wyrwać i coś pozytywnego zobaczyć. Ale Posiadaczka złotej akcji wolała kolejny film made in Germany, więc obejrzeliśmy „Napolę”. Ech, i najważniejsza Akcjonariuszka znów miała rację.
Film był o szkole. Cieszę się już teraz z nadchodzącego tygodnia. Bo zobaczyłem jak wygląda szkolne piekło. Choć, wyznam, każda szkoła mająca kształcić elity w kraju demokratycznym, czy totalitarnym już w swym założeniu skrywa ziarno zła. Poczucie elitarności, to jednocześnie poczucie wyższości, wreszcie fanatyzm dla idei. A jak wiadomo, każdy fanatyzm źle się kończy. Niekoniecznie w samobójczym locie boeinga, ale choćby w narcyzmie powszednim niektórych jednostek.
Film był o rodzeniu się w ludziach zła. O tym jak łatwo przejść na drugą stronę, jak łatwo ulec pokusie. Choć to i tak nie wyjaśnia, jak cały naród (poza nielicznymi wyjątkami) może ulec totalnemu zniewoleniu umysłu.
Ogólnie, przytłaczający obraz. No, ale na animowaną komedię w żadnym wypadku bym go nie zamienił.
