O tym jak św. Jan Nepomucen od archeologów się wiele nacierpiał

Poszedłem do muzeum.
Reklamowana na całym mieście wystawa o św. Janie Nepomucenie rozpaliła moją wyobraźnię.

(co widać z zakładek, ta postać jest dla mnie wyjątkowo interesująca, zresztą w samym Tamtu ma co najmniej trzy znane mi pomniki – jeden z nich przy Dolinie Służewieckiej bardzo sobie upodobałem, jako, że mój dawny skrót do przystanku obok niego prowadził.

Nie mówię już o Księżomierzy, czy Lądku Zdroju. Wszędzie pilnuje mostów i skrzyżowań)

Poszedłem i przeżyłem jedno z bardziej gorzkich rozczarowań muzealnych mego życia. Świadczące o tym, że archeolodzy nie powinni zajmować się rzeźbą ludową. Stanowczo nie powinni (z pobieżnego oglądu muzeum, zresztą, nasuwa się wniosek, że muzealnictwo jest dla nich dziedziną zupełnie obcą).

Figur Jana było osiem, może dziesięć (z muzeum w Ostrołęce). Wszystkie podpisane równie interesująco: „brak daty, brak autora, drewno polichromowane”. Do tego w pustej, ogromnej i przygnębiającej sali pozawieszano obrazy zainspirowane świętym. W kilku nawet tą inspirację dawało się wykryć. Tyle, cała wystawa.

Wyszedłem z muzeum na tyle szybko, żeby o niej już po chwili zapomnieć.
I słusznie.

Dodaj komentarz