Zawężenie przedziału ufności

(Uwaga, dziś będzie kompletnie personalnie. A dla zrozumienia należy prześledzić symbolikę monastycznych marzeń sennych opisywanych przez kilka poprzednich dni)

No więc K.I.G. to jednak o mnie. Już byłem gotowy na ten wielki plusk. W porannym pociągu nawet sobie wymyślałem (za zimno było, żeby spać) ironiczną treść wpisu o sobie samym w postaci zwierzątka futerkowego (tak, tak, tego od plusk, plusk). Nawet pijąc poranną kawę na dworcu myślałem, że skoczę. A niech tam. Ale nie zrobiłem tego.

Jak to niezwykle trafnie ujęła wczoraj A.: „Albo masz przesrane na dole, albo na górze”. No to dziś już wiem, że na dole.

Wiem, jak to będzie. Scenariusz znany z pierwszego dnia wiosny w podstawówce. Ale czuję, że byłem wierny swoim poglądom. I dla mnie to się liczy. Ja nie widziałem w tym wszystkim solidarności, widziałem grę na emocjach i napór tłumu. A mnie powstrzymali J. i M. (nawet sami o tym nie wiedzą). Bo wytrwali przy własnych decyzjach i nie skakali. Ja też nie skoczyłem.

Żyjemy na archipelagach. Przedział ufności bardzo się zawęzi – wiem. (Choć mam nadzieję, że Moja Stała Czytelniczka jeszcze kiedyś tu zajrzy). Wpadłem w pułapkę w ostatnich dniach, a dziś na nowo w piękny mroźny dzień wiem, że sen jest po to, aby się obudzić. Ja mam żyć na jawie (a na jawie klasztor jest co najwyżej fatamorganą).

(to teraz idę spać. Lub może obejrzę komedię jakąś na komputerze. Ale ogólnie mam dość.)

(A tak na marginesie, angelologia była diabelnie trudna)

Dodaj komentarz