O 16 zapaliłem w oknie świecznik. Było to jedyne światło świecy w mojej okolicy. Obawiam się, że być może jedno z nielicznych w całym Tutam. Bo co to dzisiaj kogo obchodzi?
Kolega R. (inteligentny student warszawskiej geografii, geologii lub geochemii) odpisał mi, że nie zapali świecy, bo nie obchodzi się rocznicy masakry Deir Yassin, w której, w 1948 r. izraelscy osadnicy zabili 250 Palestyńczyków. Koledze proporcje się pomyliły, a może w łebku mu coś się pomieszało. Zdarza się. Coraz częściej.
A ja tęsknię za tymi miastami, w których w piątkowy wieczór ustawał ruch, zapalały się w oknach świece i słychać było śpiew kantora. Tęsknię i wciąż przypominają mi się te twarze sczytane z kart książek: stary rabin, który w ostatnią drogę ubiera się w modlitewne szaty, matka trująca własne dzieci, żeby nie cierpiały, nagie ciała zabitych układane na śniegu przez nieniemieckich złodziei, którzy pozbawili je resztek łachmanów.
Po przeczytaniu wspomnień Całka Perechodnika nie mogę już przejechać spokojnie przez stację Otwock, bo tam na brukowanym placu rozdzielili ich wszystkich, ładując w ostatnią drogę.
I nie oszukujmy się: w naszym arcywszelakim narodzie tkwi też ziarno nienawiści. Z łatwością zapomnieliśmy, że byli. Czasem po domach, ktoś kryje jeszcze nieswoje złoto. A jakaś świnia na przystanku wlepia kartkę, żeby „nas za Jedwabne przeprosili”. A potem kolega R. wstaje i mówi, że czym jest 6 milionów Żydów wobec 250 niewinnych Palestyńczyków. Bo kolega R. też się już zaraził.
I co ja mam mu powiedzieć. Ja, który przez wiele lat, wciąż chciałem być Żydem.
Nie masz już, nie masz w Polsce żydowskich miasteczek,
W Hrubieszowie, Karczewie, Brodach, Falenicy
Próżno byś szukał w oknach zapalonych świeczek,
I śpiewu nasłuchiwał z drewnianej bóżnicy.Znikły resztki ostatnie, żydowskie łachmany,
Krew piaskiem przysypano, ślady uprzątnięto
I wapnem sinym czysto wybielono ściany
Jak po zarazie jakiejś lub na wielkie święto.Błyszczy tu księżyc jeden, chłodny, blady, obcy,
Już za miastem na szosie, gdy noc się rozpala,
Krewni moi żydowscy, poetyczni chłopcy,
Nie odnajdą dwu złotych księżyców Chagala.Te księżyce nad inną już chodzą planetą,
Odfrunęły spłoszone milczeniem ponurym.
Już nie ma tych miasteczek, gdzie szewc był poetą,
Zegarmistrz filozofem, fryzjer trubadurem.Nie ma już tych miasteczek, gdzie biblijne pieśni
Wiatr łączył z polską piosnką i słowiańskim żalem,
Gdzie starzy Żydzi w sadach pod cieniem czereśni
Opłakiwali święte mury Jeruzalem.Nie ma już tych miasteczek, przeminęły cieniem,
I cień ten kłaść się będzie między nasze słowa,
Nim się zbliżą bratersko i złączą od nowa
Dwa narody karmione stuleci cierpieniem.
(Antoni Słonimski)
