Wyznania przemarźniętego grzesznika

Znowu to zrobiłem. Zgrzeszyłem przeciwko swemu żołądkowi i swemu rozsądkowi. To znaczy byłem zmęczony, miałem mało czasu i wszedłem do lokalu przy Jerozolimskich, w „Smyku” dokładnie, w celu konsumpcji dwóch hamburgerów. Wyrzuty sumienia mam do teraz.

Nadal jest zimno. Wczoraj w nocy podgrzałem sobie Egri Bikavera z cynamonem, co spowodowało w mym ciele uczucie błogiego spokoju, ciepła i lenistwa. Zwłaszcza lenistwo musiało być dojmujące, bo obudziłem się o 8.10 z poczuciem, że chyba zaspałem. I to na Eryka… Ale pogoda była błękitnopiękna.

A na najładniejszej ze znanych mi w tym mieście ulic: Uniwersyteckiej (Dziwne, w okolicy nie ma żadnego uniwersytetu) sroka łaziła po obmurówce balkonu strząsając śnieg. Piękne.

Tylko teraz na Saskiej jakoś zimno, mimo okien zamkniętych. I to akurat w tym mrozie mi się nie podoba.

Dodaj komentarz